wtorek, 17 marca 2015

Coma Symfonicznie w Krakowie


Kiedy kupiłam bilet w grudniu, to te trzy miesiące dzielące mnie od spotkania z zespołem wydawały się niesamowicie długie. Ale w rzeczywistości zleciały bardzo, bardzo szybko.
W zawrotnym tempie wyprzedały się również bilety na koncert. Już w połowie stycznia zabrakło wejściówek, w niewiele ponad miesiąc od rozpoczęcia sprzedaży. To bardzo dobrze pokazuje, jak dużym zainteresowaniem cieszy się symfoniczny projekt Comy.
Wielkie brawa dla organizatorów koncertu - Galicja Productions. Zrobili świetny prezent fanom, a w szczególności tym z Krakowa.


Moją relację zacznę może od samego miejsca koncertu, czyli Centrum Kongresowego ICE Kraków. Budynek z zewnątrz prezentuje się imponująco. Podobnie jest zresztą jak i wewnątrz. Przestronne korytarze utrzymane są w stylistyce biało czerwonej, nadaje to miejscu niepowtarzalny charakter. Zgrabnie została tam połączona nowoczesność z klasyką.
Sam koncert miał miejsce w sali audytoryjnej. Było to wielopoziomowe pomieszczenie z różnej wielkości balkonami dla widowni. Połączenie jasnego drewna z czerwonym kolorem siedzeń, nadawało sali elegancki wygląd. I nie ma co ukrywać, sala robiła imponujące wrażenie.
Nawet sam Piotr Rogucki stwierdził, że jeszcze nie grali w tak ładnym miejscu.


Coma Symfonicznie. Scena - ICE Kraków



Sam koncert rozpoczął się tak mniej więcej o 19:20. Wtedy to też na scenę zaczęli wchodzić muzycy Orkiestry Symfoników Gdańskich. Po krótkim strojeniu instrumentów dołączył do nich dyrygent Andrzej Szczypiorski. Publiczność nagrodziła muzyków gromkimi brawami. Po chwili zabrzmiało Into, a do obecnej już na scenie orkiestry, zaczęli dołączać muzycy Comy: Adam Marszałkowski Dominik Witczak, Marcin Kobza, Rafał Matuszak  no i oczywiście Piotr Rogucki.

Pierwszym utworem, który zagrali była Wola istnienia. I muszę przyznać, że kiedy zabrzmiały pierwsze takty, miałam ciarki (w sumie to zaczęły się już podczas Intro). Genialne połączenie rockowej muzyki Comy, z brzmieniem orkiestry musiało wywołać taki efekt :)
Następnie muzycy zaserwowali widowni Ostrość na nieskończność. Ze wszystkich piosenek, które dostały swoją szansę zabrzmieć symfonicznie, to właśnie ta jest moją ulubioną. Nie zawiodłam się na niej, brzmiała tak samo pięknie, jak na wydanej przez zespół płycie Symfonicznej.
Później rozbrzmiało Pierwsze wyjście z mroku, Trujące rośliny, i Transfuzja. Uwielbiam "Rośliny", na dodatek po raz pierwszy usłyszałam je na żywo, więc nie trzeba tutaj nic więcej dodawać :). Transfuzja w wersji symfonicznej straciła trochę swojej mocy, ale i tak gdyby nie siedzenia zaczęłabym skakać i podejrzewam, że nie tylko ja.
System. Druga moja ulubiona symfoniczna piosenka oczywiście wypadła genialnie. Mogłabym tego słuchać w nieskończoność.
Kolejnymi utworami jakie usłyszała krakowska publiczność były: Spadam, Leszek Żukowski, czyli jak to powiedział Roguc "te spokojniejsze piosenki, z których zespół jest znany".
Po tej ostatniej dobiegła pierwsza część koncertu. Po krótkiej przerwie muzycy zaczęli od wykonania Ekhart, by następnie uraczyć publiczność utworem Popołudnia bezkarnie cytrynowe.


W tym momencie nadszedł czas na mały koncert power off. Rogucki, by zająć czas potrzebny na zmianę gitar, zaczął opowieści. Przybliżył koncepcję utworów akustycznych, które swój początek miały na trasie Power Off . Mówił również o nowej płycie, rozwiewając wszelkie wątpliwości:

Nowy materiał już jest, musimy go tylko nagrać.

Wracając do koncertu, a konkretniej do akustycznych części to zespół wykonał trzy utwory. Pierwszym z nich były Święta, które mnie totalnie zaskoczyły i oczarowały. Pierwszy raz słyszałam to w takiej wersji, no i muszę powiedzieć, że jest ona równie dobra, a może i lepsza od oryginału. Taka bardziej spokojna, co w tym przypadku stało się jej zaletą. No i ten cudowny riff, Aż chciało się dołączyć do bujającego się w jego rytm Roguca.
Akustyczna Tonacja straciła dużo ze ze swojej pierwotnej wersji. Myślę, że zabrakło jej agresji, którą można wyczuć w tej piosence, albo była w mniejszym stopniu odczuwalna,
Tę małą akustyczną część zakończyła Zero osiem wojna. 

Angela, która i w tej wersji zabrzmiała świetnie (nie zdziwiłoby mnie jakieś pogo wśród widowni :), Rudy, Świadkowie schyłku czasu królestwa wiecznych chłopców, no i Los cebula i krokodyle łzy, piękne jak zawsze, z końcówką odśpiewaną przez publiczność, zakończyły główną część koncertu.
Brawa ciągnęły się w nieskończoność. Naprawdę. Muzycy zeszli ze sceny tylko na moment, by zaraz znaleźć się na niej ponownie.

Nieskromnie mówiąc, przygotowaliśmy sobie piosenki na bis. Założyliśmy, że może się Wam spodobać.

No i w bonusie usłyszeliśmy Jutro, urozmaicone solówkami gitar, basu, perkusji, całej orkiestry i Roguckiego na flecie.
Ostatnim utworem zagranym w Krakowie było Sto tysięcy jednakowych miast. 


Tak to mniej więcej wyglądało. Dwugodzinny koncert przeszedł do historii.
Było niesamowicie, jeżeli miałabym to określić jednym słowem. Świetny koncert. Gra muzyków Comy i całej orkiestry na najwyższym poziomie, podobnie jak śpiew Piotra Roguckiego. Po raz kolejny ochy i achy dla sali i Centrum Kongresowego.

Ale... czegoś mi brakowało. Na pewno miejsca siedzące na koncercie rockowym (nawet i z orkiestrą) to nie jest to co lubię. Rozumiem, jest bardziej elegancko, może i wymaga tego specyfika koncertu jak i miejsca, ale gdyby wyglądało to podobnie jak na koncertach klubowych, to przynajmniej jak dla mnie, byłoby o wiele lepiej, Tak mniej "sztywno" i oficjalnie :)

Jeszcze nie zdarzyło się, żeby pierwsze rzędy nie skakały przy pewnych utworach.

Chociaż parę osób podjęło próbę wybicia się z tłumu :)

Czy poszłabym drugi raz na symfoniczną Come? Szczerze mówiąc nie wiem. Ale czego jestem pewna, to tego, że na pewno nie żałuję, że kupiłam bilet, bo przecież każda okazja by zobaczyć swój ukochany zespół jest dobra. A na koncercie symfonicznym jeszcze nie byłam, więc zawsze będę go mile wspominać.




P.S. Przepraszam jeżeli w tekście pojawiły się jakieś błędy (czy to zła kolejność piosenek, wypowiedzi Roguca, czy czegokolwiek innego), niestety paru rzeczy nie byłam pewna, ale starałam się je przedstawić jak najbliżej prawdy.






2 komentarze:

  1. Hej, czy to nie Ty prowadziłaś stronę na fejsie "Codziennie inne zdjęcia Piotra Roguckiego"? Ta strona zniknęła! Czemu? :(

    OdpowiedzUsuń